Moje pierwsze od bardzo dawna zakupy przez Internet.
Przez bardzo długi czas nie
kupowałam nic przez Internet. Powodów było kilka. Najważniejszy to chyba to, że
wolę rzeczy wcześniej pooglądać i podotykać. Po za tym, tak łatwo ulegam różnym
sztuczkom marketingowym i kupuje różne drobiazgi,
o których potrzebie posiadania nawet nie wiedziałam, że potem mam wrażenie jakby na zakupy w
Internecie nie było mnie stać. Ponadto myśl, że miałabym coś odsyłać jest dla
mnie męcząca. Wolę pójść do sklepu stacjonarnego, przymierzyć i odłożyć jeśli
mi się coś nie spodoba.![]() |
My Lips I Heart Makeup |
Parę tygodni temu przeżyłam
ponowną ekscytację faktem, że na przestrzeni ostatnich paru miesięcy Makeup
Revolution stało się marką stacjonarną, połączoną z żalem, że akurat w moim
ulubionym sklepie nie mają w ofercie My Lips. Wtedy pomyślałam żeby sprawdzić w
Internecie czy w innym znanym mi sklepie stacjonarnym oferującym produkty tej
marki, mają tą mała pomadkę ze sztyftem w kształcie serduszka. I ku mojemu
zaskoczeniu trafiłam na stronę sklepu on-line oferującą dwa kolory w znacznej
promocji. Przez kolejne dwie godziny przeglądałam wszystkie produkty Makeup
Relolution i I heart Make, a następnie wszystkie promocje, aby przez kolejnych
parę dni regularnie usuwać coś z koszyka, aż w końcu udało mi się osiągnąć
kompromis z samą sobą. Ponieważ zbyt ewidentnie nie mam w tej chwili żadnych
braków w kosmetykach kolorowych, a raczej lekki nadmiar wzbudzający wyrzuty
sumienia, zakupy postanowiłam uznać za czystko kolekcjonerskie. Z tego też
powodu chciałam aby w koszyku znalazło się jak najwięcej za jak najmniej. Udało
mi się w końcu przystanąć na 7 produktach za 62 zł z groszami wliczając koszt
przesyłki. 3,99 zł za odbiór w punkcie poczty.
Zamówienie złożyłam w końcu 9-tego
w nocy, a paczkę odebrałam 16-tego, czyli zajęło to 4 dni robocze. Powinnam dodać,
że płaciłam przelewem więc dzień upłyną na ustalaniu czy płatność została
dokonana. Dla mnie czas był satysfakcjonujący, tym bardziej, że regularnie
dostawałam informację o kolejnych postępach, co mi się bardzo podobało.
Dodatkowo zaimponował mi fakt, że nasza Poczta Polska ma taką usługę jak
powiadomienie przez sms, że paczka została nadana, i że już jest w punkcie i
oczekuje na odbiór. W mojej osiedlowej poczcie pracują bardzo miłe panie i
dodatkowo jest automat wydający numerki do kolejki, także jest to przyjemnie
doświadczenie, a czeka się krócej niż w kolejkach w punktach Orange.
Paczuszka była starannie
oklejona, a każdy produkt osobno owinięty w folię bąbelkową, a raczej wsunięty
w małe woreczki wykonane z takowej folii. Dodatkowo dostałam krówkę z logo
sklepu, która była świeża i bardzo smaczna J
Wszystkim bardzo polecam sklep eKobieca.pl. Było ładnie, szybko i przyjemnie, a
i tanio!
Poniżej moje zakupy. Dwa z dwóch
kolorów My Lips. Beating heart jest dla mnie zbyt jasny. Kolekcjonerko,
ewentualnie z żartem w upalny letni dzień. Pachnie cudownie słodkim karmelem. Irregular
Heartbeat to lalkowy róż, który o dziwo pasuje do mojej karnacji. Z różem,
który miał być czysto kolekcjonerski sprawdzają się na mojej twarzy. Intensywność
koloru na pędzlu przeraża, jednak nałożony z umiarem ożywia moją skórę i nadaje
jej świeżości, doskonale komponując się z pomadką. Przy delikatnym makijażu oka, nadają twarzy młodzieńczy wygląd, a nie jak mogłoby się wydawać wygląd polskiej
kuguarzycy z lat dziewięćdziesiątych. Lip Lava dostępna była tylko w jednym
kolorze, ze względu na ponad połowę niższą cenę niż w znanym mi sklepie
stacjonarnym postanowiłam zaryzykować. Ciekawa rzecz. Sposób w jaki się
rozprowadza na ustach i matowe wykończenie mnie zaskoczyły, niestety kolor nie
jest do końca mój. Przejdzie w odpowiednim makijażu dopasowanym pod jakiś
element ubioru, ale raczej na lato… Ryzyk-fizyk, bywa.
Lip Geek. Kupiłam tylko ze
względu na przezabawne opakowani i niską cenę. I worked for it, ponownie
kolekcjonersko, 6,50 zł. Kolor na zdjęciach, na naklejce oraz kolor sztyftu
jest bardzo ciemny, okazjonalnie na wieczorowe wyjścia w zimie, dlatego dokupiłam
też Caught myself smiling. Przyznaje, że nazwa mnie dodatkowo zachęciła. I
tutaj ogromne zaskoczenie, pomadka tak przyjemnie się rozprowadza i daje tak
miłe uczucie na ustach, jeszcze nigdy nie miałam tak przyjemnej kolorowej
szminki. Niestety bardzo podkreśla suche skórki, po chwili jakby się w nie
wtapia czy może nawilża, ale efekt zaraz po nałożeniu mnie przeraża. Inna
sprawa, że mam bardzo przesuszone usta po chorobie. Drugi powód mojego
zaskoczenia to to, że kolor jasny okazał się odrobinę zbyt jasny, bardzo
niezobowiązująco przed południem mogłabym go zużyć, ale ani do pracy, ani na
randkę się nie nadaje. Za to kolor ciemny, objawienie. Na ustach nie jest aż
tak ciemny, przez swoją kremowość nabiera jakby delikatnie przezroczystego
efektu, cóż nie jest to mat, do których jestem przyzwyczajona, co jest tu
ogromnym plusem. I worked for it okazał się być moją idealną czerwienią.
Ciemną, nasyconą, raczej bordo, ale nie krzykliwą, nie dominującą, stapiającą
się w jednolitą całość z oprawą oczu, brwiami i kolorem włosów.
Ostatni produkt to paletka.
Czytałam opinię, że jest malutka mimo to jej wielkość mnie zaskoczyła, jednak
wielkość samych cieni jak na palety jest raczej przyzwoita. Nie jest to też
paleta codzienna. Cienie są nasycone, w większości dobrze niepigmentowane, dają
wspaniały efekt tafli. Ciemno niebieski do mnie nie przemawia, nie ma połysku i
jest jakiś taki jak brudny, ale na razie tylko swatche, także jeszcze będę je
testować.
Podsumowanie jest takie, że
zacznę kupować przez Internet i przestanę skąpić na przesyłkę. Tak naprawdę już
coś zamówiłam i na to czekam.
![]() |
Makeup Revolution Baech&Surf |
Komentarze
Prześlij komentarz