Moje pierwsze od bardzo dawna zakupy przez Internet.

Przez bardzo długi czas nie kupowałam nic przez Internet. Powodów było kilka. Najważniejszy to chyba to, że wolę rzeczy wcześniej pooglądać i podotykać. Po za tym, tak łatwo ulegam różnym sztuczkom marketingowym i kupuje różne drobiazgi,
o których potrzebie posiadania nawet nie wiedziałam, że potem mam wrażenie jakby na zakupy w Internecie nie było mnie stać. Ponadto myśl, że miałabym coś odsyłać jest dla mnie męcząca. Wolę pójść do sklepu stacjonarnego, przymierzyć i odłożyć jeśli mi się coś nie spodoba.

My Lips I Heart Makeup
 A jednak, parę dni temu coś się zmieniło. Odkąd pierwszy raz pooglądałam filmik na YouTube, w którym pojawiła się pomadka My Lips z I Heart Makeup chciałam ją mieć. Wiele razy oglądałam je w sklepie internetowym, ale z jakiegoś powodu zafiksowałam się na darmowej dostawie tak bardzo, że zawsze odkładałam jej zakup na jakiś nieokreślony czas w przyszłości kiedy będę mogła wrzucić do internetowego koszyka tyle, nie zawsze potrzebnych produktów, żeby doskrobać się darmowej dostawy.

Parę tygodni temu przeżyłam ponowną ekscytację faktem, że na przestrzeni ostatnich paru miesięcy Makeup Revolution stało się marką stacjonarną, połączoną z żalem, że akurat w moim ulubionym sklepie nie mają w ofercie My Lips. Wtedy pomyślałam żeby sprawdzić w Internecie czy w innym znanym mi sklepie stacjonarnym oferującym produkty tej marki, mają tą mała pomadkę ze sztyftem w kształcie serduszka. I ku mojemu zaskoczeniu trafiłam na stronę sklepu on-line oferującą dwa kolory w znacznej promocji. Przez kolejne dwie godziny przeglądałam wszystkie produkty Makeup Relolution i I heart Make, a następnie wszystkie promocje, aby przez kolejnych parę dni regularnie usuwać coś z koszyka, aż w końcu udało mi się osiągnąć kompromis z samą sobą. Ponieważ zbyt ewidentnie nie mam w tej chwili żadnych braków w kosmetykach kolorowych, a raczej lekki nadmiar wzbudzający wyrzuty sumienia, zakupy postanowiłam uznać za czystko kolekcjonerskie. Z tego też powodu chciałam aby w koszyku znalazło się jak najwięcej za jak najmniej. Udało mi się w końcu przystanąć na 7 produktach za 62 zł z groszami wliczając koszt przesyłki. 3,99 zł za odbiór w punkcie poczty.
Zamówienie złożyłam w końcu 9-tego w nocy, a paczkę odebrałam 16-tego, czyli zajęło to 4 dni robocze. Powinnam dodać, że płaciłam przelewem więc dzień upłyną na ustalaniu czy płatność została dokonana. Dla mnie czas był satysfakcjonujący, tym bardziej, że regularnie dostawałam informację o kolejnych postępach, co mi się bardzo podobało. Dodatkowo zaimponował mi fakt, że nasza Poczta Polska ma taką usługę jak powiadomienie przez sms, że paczka została nadana, i że już jest w punkcie i oczekuje na odbiór. W mojej osiedlowej poczcie pracują bardzo miłe panie i dodatkowo jest automat wydający numerki do kolejki, także jest to przyjemnie doświadczenie, a czeka się krócej niż w kolejkach w punktach Orange.
Paczuszka była starannie oklejona, a każdy produkt osobno owinięty w folię bąbelkową, a raczej wsunięty w małe woreczki wykonane z takowej folii. Dodatkowo dostałam krówkę z logo sklepu, która była świeża i bardzo smaczna J Wszystkim bardzo polecam sklep eKobieca.pl. Było ładnie, szybko i przyjemnie, a i tanio!



Poniżej moje zakupy. Dwa z dwóch kolorów My Lips. Beating heart jest dla mnie zbyt jasny. Kolekcjonerko, ewentualnie z żartem w upalny letni dzień. Pachnie cudownie słodkim karmelem. Irregular Heartbeat to lalkowy róż, który o dziwo pasuje do mojej karnacji. Z różem, który miał być czysto kolekcjonerski sprawdzają się na mojej twarzy. Intensywność koloru na pędzlu przeraża, jednak nałożony z umiarem ożywia moją skórę i nadaje jej świeżości, doskonale komponując się z pomadką. Przy delikatnym makijażu oka, nadają twarzy młodzieńczy wygląd, a nie jak mogłoby się wydawać wygląd polskiej kuguarzycy z lat dziewięćdziesiątych. Lip Lava dostępna była tylko w jednym kolorze, ze względu na ponad połowę niższą cenę niż w znanym mi sklepie stacjonarnym postanowiłam zaryzykować. Ciekawa rzecz. Sposób w jaki się rozprowadza na ustach i matowe wykończenie mnie zaskoczyły, niestety kolor nie jest do końca mój. Przejdzie w odpowiednim makijażu dopasowanym pod jakiś element ubioru, ale raczej na lato… Ryzyk-fizyk, bywa.
Lip Geek. Kupiłam tylko ze względu na przezabawne opakowani i niską cenę. I worked for it, ponownie kolekcjonersko, 6,50 zł. Kolor na zdjęciach, na naklejce oraz kolor sztyftu jest bardzo ciemny, okazjonalnie na wieczorowe wyjścia w zimie, dlatego dokupiłam też Caught myself smiling. Przyznaje, że nazwa mnie dodatkowo zachęciła. I tutaj ogromne zaskoczenie, pomadka tak przyjemnie się rozprowadza i daje tak miłe uczucie na ustach, jeszcze nigdy nie miałam tak przyjemnej kolorowej szminki. Niestety bardzo podkreśla suche skórki, po chwili jakby się w nie wtapia czy może nawilża, ale efekt zaraz po nałożeniu mnie przeraża. Inna sprawa, że mam bardzo przesuszone usta po chorobie. Drugi powód mojego zaskoczenia to to, że kolor jasny okazał się odrobinę zbyt jasny, bardzo niezobowiązująco przed południem mogłabym go zużyć, ale ani do pracy, ani na randkę się nie nadaje. Za to kolor ciemny, objawienie. Na ustach nie jest aż tak ciemny, przez swoją kremowość nabiera jakby delikatnie przezroczystego efektu, cóż nie jest to mat, do których jestem przyzwyczajona, co jest tu ogromnym plusem. I worked for it okazał się być moją idealną czerwienią. Ciemną, nasyconą, raczej bordo, ale nie krzykliwą, nie dominującą, stapiającą się w jednolitą całość z oprawą oczu, brwiami i kolorem włosów.
Ostatni produkt to paletka. Czytałam opinię, że jest malutka mimo to jej wielkość mnie zaskoczyła, jednak wielkość samych cieni jak na palety jest raczej przyzwoita. Nie jest to też paleta codzienna. Cienie są nasycone, w większości dobrze niepigmentowane, dają wspaniały efekt tafli. Ciemno niebieski do mnie nie przemawia, nie ma połysku i jest jakiś taki jak brudny, ale na razie tylko swatche, także jeszcze będę je testować.

Podsumowanie jest takie, że zacznę kupować przez Internet i przestanę skąpić na przesyłkę. Tak naprawdę już coś zamówiłam i na to czekam.
Makeup Revolution Baech&Surf

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zabawy z gofrownicą

Balsam i krem do rąk o zapachu Peonii z Sephora

Jarmark Świąteczny w Krakowie

Trzy ulubione ziółka

W kolorach jesieni - kosmetyczne liski