Balsam i krem do rąk o zapachu Peonii z Sephora

               

                Bardzo chciałam pokazać wam jak ładnie prezentują się zapakowane w ten nieskomplikowany sposób kosmetyki. I choć nie widać zbyt wyraźnie co znajduje się w środku, samo zdjęcie jest urocze. Już nie musicie się zastanawiać, to balsam do ciała i krem do rąk o zapachu Peoni z marki własnej Sephora.

                Chyba każda z nas miała coś z Sephora. O tej porze roku kuszą swoimi promocjami, a ich produkty własne są jedną z pierwszych opcji, na którą można sobie pozwolić. Rozpoczynają koszyk cenowy.

                Ogólnie za markami własnymi sieci nie przepadam. Mam jeszcze stare przekonania zakorzenione gdzieś głęboko w podświadomości, że takie produkty są gorszej jakości. Jednak jak pomyśleć o tym logicznie, to jaka marka chciałaby się podpisać pod czymś kiepskim? Nie lubię również różnych zestawów do pielęgnacji ciała, które pojawiają się w sklepach przy okazji świąt. Kuszą pięknymi opakowaniami, przy wcale nie tak atrakcyjnych cenach w przeliczeniu na 100ml. I często nic szczególnego poza opakowaniem nie oferują. Już się nauczyłam, żeby nie kupować w takich okazjach zestawów nieznanych mi marek. Jednak kupienie w cenie promocyjnej marki, która jest dostępna cały rok to całkiem inna sprawa. Dlatego jeśli, któraś z was się nad tym zastanawiała, to polecam coś sobie kupić i wypróbować.

                Peonia, to chyba najintensywniejszy i najsłodszy zapach z tej kolekcji. Przebija nawet wanilię. Przewrotnie jest on chyba też najbardziej neutralny. To taka klasyczna słodycz perfum, choć nie mówię, że spodoba się każdemu, raczej nikogo nie zaskoczy. Najwyżej, że intensywnością, Bo faktycznie pachną bardzo mocno. To ich zdecydowany plus. Gdy kupuję balsam zapachowy, chcę aby pachniał. Ten produkt Sephory na pewno nikogo pod tym względem nie zawiedzie.

                Co mnie zaskakuje nawilża też dobrze. Nie jestem wielką fanką balsamów. Mam problem z doborem ich do mojej kapryśnej skóry, która lubi się obrażać, a zahartowana nieraz radzi sobie lepiej bez niż z balsamem. Nie zauważyłam żeby ten miał tendencje do krzywdzenia mnie. Czyli przetłuszczenia w partiach gdzie mam skórę idącą w kierunku tłustej. Ładnie się wchłania, szybko wysycha. Nie zostawia żadnych dziwnych warstw czy wrażeń. Nie wpływa specjalnie na wrażenie jakie daje w dotyku moja skóra po jego zastosowaniu. Powiedziałabym, że pod tym względem u mnie jest neutralny, może coś się zmienia po dłuższym regularnym stosowaniu.

                Ze skórą suchą, nawet jakoś sobie radzi. Jedna warstwa to zdecydowanie za mało, ale powiedziałabym, że można go budować. Nałożenie kolejnej warstwy pogłębia wrażenie ukojenia. W przeciwieństwie do wielu innych kosmetyków, które niezależnie od ilości robią zawsze taką samą robotę. Nie nakładałam więcej niż 2 pompek produktu na jedna łydkę. Przy tej ilości nie zauważyłam żadnych problemów z wchłaniania.  Wciąż jest to za mało dla moich suchych łydek, ale niweluje swędzenie i pękanie skóry. Przy wielkości opakowania nakładanie większej ilości wydaje mi się bezcelowe. Zdecydowanie wolę użyć inny, tłusty produkt.

                Z opisu może to wyraźnie nie przebijać, ale uważam go za dobry produkt. Rzadko który balsam nadaje się u mnie do całego ciała. W zasadzie to chyba żaden idealnie sprawdzać się nie może, bo dosłownie mam przekrój skóry od tłustej do suchej, ale rzadko, który mogę użyć wszędzie. I naprawdę niewiele sprawdza się na moich łydkach. Większość nie robi po prostu żadnej różnicy. I choć nie zdecydowałabym się na codzienna pielęgnację suchej skóry tym balsamem, w razie czego można się nim podratować. Ze względu na piękny, intensywny zapach, który jednak może kłócić się z perfumami, ja ten balsam zostawiam sobie jako dodatek do relaksującego domowego spa w weekend.
                A co w kwestii kremu do rąk? Z zapachem jest podobnie, chociaż jest odrobinę delikatniejszy, co jest plusem. Zachwyca mnie jego opakowanie, małe i zgrabne. Wydaje się być idealnym torebkowcem. Przez to mi trochę żal używać go w domu, a do pracy niespecjalnie się nadaje ze względu na zapach. Jest zbyt intensywny, aby go gdzieś niepostrzeżenie użyć. To raczej opcja na jakąś imprezę, albo piknik. Odradzałabym też stosować go w samochodzie. Może być uciążliwy na małej przestrzeni.

                Co do działania, to mnie nie urzeka. Słabo nawilża, a jest to jego główne zastosowanie. Co prawda mam wrażenie, że wchłania się głęboko, ale muszę nałożyć go sporą porcję, a po paru minutach i tak zaczyna powracać do mnie delikatnie szczypiące wrażenie suchości. Na opuszkach palców i przegubach zostawia dziwne wrażenie ściągnięcia. Nie natłuszcza chyba wcale, co o tej porze roku u mnie jest konieczne. Na pewno nie zdecydowałabym się nałożyć go na ręce bezpośrednio przed wyjściem zimą z domu. Dla mnie jest… śliczny, aż żal mi go wyrzucać. Trafi gdzieś, na spód jakiejś torebki, gdzie będzie mógł się swobodnie turlać, aż postanowię co z nim zrobić.

                A wy miałyście go? Jak wam się sprawdził?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zabawy z gofrownicą

Jarmark Świąteczny w Krakowie

Trzy ulubione ziółka

W kolorach jesieni - kosmetyczne liski