Pielęgnacja włosów Natalii Pawłowskiej czyli #ksiazkablondhaircare
Książkę Blond Hair Care mam już
od trzech tygodni. Pudełko otworzyłam od razu, ale jak zobaczyłam w nim pięknie
zawiązaną dookoła książki wstążeczkę postanowiłam z jej rozwiązaniem poczekać
do jakiegoś dnia wolnego, kiedy mogłabym przy dziennym świetle zrobić zdjęcie.
Ze względu na sporą ilość rzeczy do obfotografowania trochę mi się zeszło.
Tematyka pielęgnacji suchych i
porowatych włosów nie pokrywa się co prawda z moimi potrzebami, bo ja mam
raczej lekko przerzedzone, przetłuszczające się włosy. Od lat ich nie farbuje i
bardzo dbam, bo miałam problem z rozdwajającymi się końcówkami. Kiedyś nie
mogłam ich zapuścić teraz co 2 lata dość drastycznie obcinam, bo długie mnie
drażnią. A potem żałuje i zapuszczam.
Gdy zobaczyłam, że Natalia
Pawłowska wydała swoją książkę od razu pomyślałam, że to świetny pomysł,
chociaż zawahałam się nad decyzją o zakupie. Nie to żebym wątpiła w jej
zawartość merytoryczną, nie byłam tylko pewna czy nie ograniczyć się do rad
zawartych na blogu. Ale później stwierdziłam, że posiadanie spisu treści będzie
pomocne, a czytanie większej ilości papierowych wydań może być zdrowsze dla
oczu. Co prawda technologia w tej kwestii idzie do przodu, ale ja już trochę
mniej. Nie ukrywam, że to promocja ostatecznie przekonała mnie do zakupu. Bo
czemu nie dostać czegoś za darmo i to jeszcze kosmetyku wybranego przez tak
cenioną włosomaniaczkę jak Blond Hair Care.
Po otwarciu paczki natychmiast
wydobył się z niej delikatny, piękny zapach odżywki, który mnie przyjemnie
otulił. Już tym skradła moje serce. Co prawda sporą porcję głupio zmarnowałam,
bo nie przeczytałam sposobu użycia i zastosowałam ją jak zwykłą odżywkę dziwiąc
się, że inaczej reaguje… Jednak już po pierwszym poprawnym zastosowaniu miałam
wrażenie, że końcówki mam jakby spokojniejsze i na pewno nie tak obciążone jak
po olejkach. Teraz nakręcam się żeby kupić całą serię, ale chwilowo zrobił mi się
mały zapas. Blog na tym skorzysta, bo tematów do opisania mam nie mało.
Samej książki jeszcze nie
przeczytałam. Tak samo jak do zdjęcia, tak i do czytania czeka na swoją
kolejkę. Na razie mogę stwierdzić tylko, że ma bardzo sensowny i czytelny
układ. Dobrze skonstruowany spis treści. I jest napisana przyjaznym, łatwym do
przyswojenia językiem. Przynajmniej jej początek. Zamierzam przeczytać całą,
mimo, że nie tyczy dokładnie moich potrzeb, zawsze mogę się z niej czegoś
nauczyć. Doczytać o jakimś aspekcie, na który jeszcze nie zwróciłam uwagi lub
pewną wiedzę przełożyć na swoje potrzeby. Mam nadzieję, że znajdę w niej więcej
przyjaźnie podanych informacji na temat skutków konkretnych rodzajów
pielęgnacji, bo ostatnio udało mi się dość mocno wysuszyć włosy poprzez zmianę
metody mycia. Liczę też, że przysłuży mi się na tyle mocno, żebym chciała
wspomnieć o niej drugi raz przy okazji ulubieńców miesiąca. Chociaż nie
najbliższych, bo już mocny typ mam.
Komentarze
Prześlij komentarz